niedziela, 30 października 2016

Halloween i straszny wieczór filmowy

Dzieciaki namówiły nas na halloween'ową imprezę, a właściwie "straszny wieczór filmowy".
Właściwie nie chodziło o żadną wielką imprezę, raptem trochę klimatycznych dekoracji, przekąsek odpowiedni film i może jakaś jedna czy dwie zabawy.
Jeśli chodzi o dekoracje, postawiliśmy na proste balony. Za parę złotych kupiłam paczkę kolorowych balonów, z których wybrałam te w kolorach zielonym, pomarańczowym, białym i czarnym. Część z nich wystylizowałam na odpowiednie postacie (wykorzystałam do tego czarną taśmę izolacyjną oraz mazak - w zależności od stopnia skomplikowania wzoru). Część tak udekorowanych balonów powiesiłam na firanie (przymocowałam je taśmą dwustronną) inne na suficie. 

Te podwieszone pod sufitem stworzyły girlandę uzupełnioną duchami. Aby w ciemności girlanda wyglądała efektowniej, do duszków, przykleiłam po wewnętrznej stronie ledowe świeczki.


To stworzenia duchów wykorzystałam kilka balonów w niepasujących do klimatu imprezy kolorach, gazę w rozmiarach 1/2 oraz 1 m2 oraz krochmal. Namoczoną w krochmalu gazę zawiesiłam na balonikach. Duszki schły około 24h. 

Na przekąski, poza zakupionymi w sklepie piankami i chrupkami w kształcie duchów, nietoperzy itp. Foremki w kształcie dyni i duszków wykorzystałam do upieczenia mufinek, które wykończyłam kolorowym lukrem, oraz zrobienia galaretek. 



Klimat imprezy podkreśliłam w dodatkach. Plastikowe kubeczki ozdobiłam strasznymi obliczami dyni i innych stworów. Tu, podobnie jak w przypadku balonów, wykorzystałam czarną taśmę izolacyjną.


Aby dopełnić stylizacje napojów zakupiłam soki w odpowiednich kolorach - pomarańczowym i zielonym i umieściłam je w pomalowanych zmywalnymi farbami do szkła karafkach. Wspólnie z dziećmi wykonaliśmy ozdobne słomki - z kolorowego brystoli wycięliśmy dynie, duchy i nietoperze, które umieściliśmy na czarnych słomkach.




No i oczywiście jeszcze typowe dla takiej imprezy dynie. W klasycznej odsłonie, wycięte lampiony , papierowe dekoracje oraz prezenciki dla gości.


  Na kółku z krepiny, wielkości talerzyka śniadaniowego umieściliśmy kilka cukierków. Wystarczyło złapać bibułę tworząc małą sakiewkę. Końcówkę skleiliśmy taśmą, którą przewiązaliśmy kawałkami zielonej bibuły.





   

  
Do spakowania drobnych upominków dla gości wykorzystałam też kartonowe nietoperze. 


Razem z dziećmi wykonaliśmy jeszcze straszną girlandę złożoną z małych duszków z chusteczek higienicznych oraz pajęczynę z worka na śmieci i balonowego pająka.



Dzieciaki świetnie wczuły się w klimat, przebrały się, zjadły przekąski, obejrzały film - wybraliśmy Hotel Transylwania 2, a na koniec zorganizowaliśmy bitwę na poduszki i straszne kalambury. Hasła w stylu: duch, wampir czy czarownica sprawdziły się idealnie

wtorek, 25 października 2016

Legoland i... pokrowiec na wózek do samolotu

W maju wybraliśmy się z dziećmi na wycieczkę do Legolandu. Doszłam do wniosku,że warto opisać kwestie, których wyjaśnienia szukałam w internecie i nie znalazłam, ale za to dowiedziałam się sama. Wyjazd zaplanowaliśmy już dawno temu. Zależało nam na tym, żeby zorganizować dzieciakom wyjazd o jakim marzyły i nie zbankrutować.
Mamy szczęście, bo mieszkamy w Gdańsku. Dlaczego szczęście, bo Gdańsk ma bezpośrednie połączenie lotnicze z Billund. W tym roku - 2016, samoloty latają tam w środy i niedziele, w zeszłym roku były jeszcze piątki.
Bilety, jeśli kupić je odpowiednio wcześnie i poza sezonem, mogą kosztować naprawdę niewiele, bo już od 39,00 zł. My długo myśleliśmy nad zakupem i w końcu zapłaciliśmy 79,00 zł. Myślę, że to też całkiem nieźle.
A co z noclegiem... próbowałam znaleźć coś na portalach B2B i couchserfingu, ale niestety Billund jest specyficznym miasteczkiem, żyjącym z Legolandu, a nas było aż 7 osób (w tym niemowlę) i niestety nie udało mi się znaleźć nikogo, kto by nas przenocował. Padło więc na camping. Pomyślicie, do samolotu z namiotem? Dlaczego nie! Na stronie legoland.dk wykupiliśmy pakiet, w którego skład wchodził: nocleg pod namiotem (6 osób, 4 noce), 2 dni w Legolandzie i bilety do Givskud Zoo Safari. A cena - niecałe 3000,00 zł. Za domek w tej samej konfiguracji musielibyśmy zapłacić nawet 2000,00 zł więcej. I tu niespodzianka, namiot zabraliśmy ze sobą! W sumie na cały wyjazd spakowaliśmy się w 7 bagaży podręcznych, 3 rejestrowane i wózek.
Jedzenie niemal w całości zabraliśmy z Polski. Na campnigu jest sklepik, ceny, jak się domyślacie sporo wyższe niż w Polsce (kilka przykładów: chleb/chleb tostowy - 20,00 DKK; bułki 5 szt - 25,00 DKK; serek w plasterkach - 25,00 -30,00 DKK).
Postanowiłam zamieścić tu kilka informacji, których sama nie zdołałam wcześniej znaleźć. Transfer z lotniska w Billund na camping Legoland Holiday Village. Można dostać się tam taksówką - koszt około 130,00 DKK, autobusem - jeździ ich kilka między innymi 43, 119. Więcej możecie znaleźć na stoisku informacji na lotnisku. Niestety informacja obsługiwana jest tylko przed kilka godzin i to nie we wszystkie dni w tygodniu, ale można się zaopatrzyć w rozkład. Chwilę trzeba poświęcić aby się w nim odnaleźć, bo rozkład podzielony jest na dni tygodnia w różnych okresach i zawiera informację o odjazdach w 2 kierunkach z trzech przystanków, ale da się. W razie wątpliwości polecam stronę planowania przejazdów http://www.rejseplanen.dk/.
Aby dostać się do Legoland Holiday Village należy wsiąść w autobus jadący w kierunku Billund Center i wysiąść na przystanku Legoland. Camping Legoland Holiday Village jest już w zasięgu wzroku, wystarczy cofnąć się do głównej drogi  przejść kilkaset metrów (dojście zajmuje około 10 minut). Autobusy przypominają bardziej nasze PKSy czy autokary. Bilet kupimy u kierowcy. Na trasie Legoland - lotnisku cena wynosi 20,00 DKK (płaciliśmy tylko za osoby dorosłe, dzieci do pewnego wieku jeżdżą bezpłatnie, nie wiem tylko jakiego).
Jeśli tak jak my, nie macie samochodu, a wybieracie się do Givskud Zoo, na wyprawę musicie zarezerwować sobie niemal cały dzień. O ile w tygodniu autobusy jeżdżą dość często, o tyle w weekendy jest ich znacznie mniej, rano, w okolicy otwarcia zoo, czyli koło 10.00 są w zasadzie dwa połączenia, wcześniejsze z przesiadką (czas dojazdu ok 1,5h) i późniejsze, bezpośrednie (ok 1h). Podobnie jeśli chodzi o powrót. Koszt biletu autobusowego to 42,00 DKK. Przystanek nie znajduje się bezpośrednio przy zoo, ale trzeba przejść kawałek. Dojście zajmuje jakieś 10-15 minut. Jednak niektórzy kierowcy podwożą pasażerów pod samą bramę. Należy wówczas uważnie słuchać kierowcy, bo jeśli ten sam będzie wracać jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że również podjedzie pod samą bramę. Jeśli nie macie samochodu, a chcecie wybrać się na safari, można skorzystać ze specjalnego autobusu. Koszt 40,00 DKK od osoby, dzieci do 2 lat bezpłatnie.
Nie będę opisywać wam atrakcji w zoo czy Legolandzie, bo wiele jest takich opisów w internecie. Ale powiem wam, że termin naszego wyjazdu był idealny. Legoland odwiedziliśmy w czwartek i piątek. W czwartek kolejek nie było praktycznie wcale, maksymalny czas oczekiwania wyniósł nas może 5 minut. W piątek było odrobinę tłoczniej, ale kolejka do 10 minut to też nie problem. Za to w weekend tłumy były ogromne! Widzieliśmy je tylko zza płotu, oraz kolejkę która ustawiła się do wejścia jeszcze przed otwarciem parku. Podsumowując, gorąco polecam taki wyjazd, zwłaszcza poza sezonem.

Jeszcze jedna kwestia... wózek w samolocie. Jak pewnie wszyscy wiedzą bezpłatny transport wózka przysługuje niemowlętom i dzieciom poniżej 2 roku życia, ale jak się okazuje w niektórych liniach nawet starszym. My postanowiliśmy zabrać ze sobą przyczepkę i to dwuosobową. Mieliśmy pewne wątpliwości, ale okazało się, że nie było żadnego problemu. Na lotnisku w Polsce zabraliśmy ze sobą przyczepkę aż do odprawy przy samolocie i chyba więcej bym tego nie zrobiła, wygodniej było nadać ją, jak w drodze powrotnej, od razu z bagażem głównym. Słyszeliśmy też, że wózek w samolocie narażony jest na uszkodzenia, dlatego wykonałam pokrowiec na przyczepkę, Dzięki niemu łatwiej było się z nią (już po złożeniu) poruszać po lotnisku.
Pokrowiec wykonałam z podłogi starej kabiny namiotu.

 
 A żeby wygodniej było torbę nosić zrobiłam jeszcze taki prosty uchwyt.
 
 

 
   





niedziela, 23 października 2016

Jesienny chustecznik

Uwielbiam jesienne dary natury - liście, kasztany, żołędzie... Potrafią pięknie ozdobić, a dzięki cudownym kolorom ocieplić wnętrze.
Kolorowe liście klonu wykorzystałam do stworzenia jesiennego chustecznika.
Na początek drewniane pudełko owinęłam folią spożywczą i pokrywałam kolejno liśćmi zanurzonymi w kleju do decoupage.

 Tak pokryte pudełko owinęłam kolejną warstwą folii i odstawiłam na 48h.



Po upływie tego czasu usunęłam folię i pozostawiłam pudełko na kolejne 48 godzin.
Liście nie wyschły do końca,czekały więc jeszcze kilka dni. Po ich upływie wyrównałam brzegi pudełka, usunęłam drewniany chustecznik, a wierzch pokryłam preparatem szklącym Pod Modge 3D.



Pudełko okazało się jednak zbyt delikatne. Dla usztywnienia pokryłam je od wewnątrz skrawkami gazety z klejem typu wicol.





Do wnętrza pudełka za pomocą taśmy przymocowałam gumkę, by pudełko z chusteczkami trzymało si wewnątrz. A tak prezentuje się gotowy jesienny chustecznik: